poniedziałek, 21 listopada 2011

Widowisko na trybunach.


No i stało się - zapadłem w sen zimowy. Niestety, przespałem ostatnia jesienną (a właściwie pierwszą wiosenną) kolejkę niższych lig i jedyne, co mi pozostało, to mecze mojej Wisły. Nie należą one ostatnio do przyjemności i, mimo zmiany trenera, czarna seria mistrzów Polski trwa. Atmosfera z każdą porażką gęstnieje - na meczu z Górnikiem miał odbyć się protest po przegranych derbach, jednak został odwołany.

20.11.2011 r, 17:00, Ekstraklasa
Wisła Kraków - Górnik Zabrze 0-1 (0-0)
Widzów: 15000
Pogoda: 0C
Bilet: karnet

OPIS:
  • Przed meczem odbyła się ceremonia wywieszenia koszulki kolejnego zasłużonego Wiślaka - po Henryku Reymanie i Antonim Szymanowskim przyszła kolej na legendarnego bramkarze Jerzego Jurowicza, który w czasach powojennych spędził w klubie ponad dwadzieścia lat. Inna sprawa, że wyciąganie koszulki i następnie jej zdejmowanie zalatuje trochę amatorszczyzną.
  • Na mecz przyjechał komplet - 1500 - kibiców Górnika. Goście prezentowali się efektownie w jednakowych, kraciastych koszulkach.
  • Mecz Wisła - Górnik koronował kilkutygodniową akcję zbierania pluszowych zabawek dla dzieci z domów dziecka. Przyniesiono ich dosyć sporo (ja też coś tam wrzuciłem), 6 grudnia maskotki będą rozdawać piłkarze, futsalowcy koszykarki i siatkarki Wisły.
  • Z boiska wiało nudą, gospodarze grali słabo i, moim zdaniem, ambitny Górnik zasłużenie wygrał.
  • Na ławkach trenerskich spotkali się dwaj starzy znajomi i byli zawodnicy Wisły - Kazimierz Moskal i Adam Nawałka. Górą był ten bardziej doświadczony, a Pan Kazimierz musi się na razie zadowolić pełnym wsparciem trybun. Bramka dla gości padła w jednej z ostatnich minut po fatalnym błędzie naszego bramkarza Pareiki.
  • Mecz zaczęliśmy od oprawy "Od ponad wieku smok miasta strzeże, u jego boku Wisły rycerze". Na środek wjechała wielka sektorówka ze smokiem i widokiem na Wawel, uzupełniona cieniowana kartoniadą i racami. Myślę, że dało to niezły efekt, a i większa była ochota wśród braci na głośny doping. Niestety, przez część meczu nasz potencjał nie był należycie wykorzystywany.
  • Górnik starał się odgryzać jak mógł, szczególnie przebijał się w chwilach naszej ciszy. W drugiej połowie Zabrzanie zaprezentowali dwie efektowne oprawy - najpierw kartoniadę i małe chorągiewski, potem większe flagi na kijach, płachtę w szachownice i race. Muszę przyznać, że nie na darmo ta ekipa jest nazywana jedną z lepszych w Polsce, a i widać było, że to dla nich wyjazd rundy.
  • Na trybunach odwołano opuszczenie sektora w 70 minucie, jednak wielokrotnie dawaliśmy znać o naszym niezadowoleniu z polityki klubu (okrzyki do prezesa Basałaja) i do zawodników ("Wy jesteście gwiazdorami, przegrywacie z frajerami!", skandowanie nazwisk Głowackiego, Brożka, Baszczyńskiego, których klub lekka ręką się pozbył). Miejmy nadzieję, że przyniesie to jakiś skutek i władze klubu bardziej rozbudują akademię, a do składu wróci większa ilość Polaków. Warto też wspomnieć o dobrym występie Michała Czekaja, który jest jakoby słabszy niż zarabiający krocie Jaliens. Do zawodników wywiesiliśmy także komunikat po angielsku dotyczący derbów.
ZDJĘCIA (ZA WWW.WISLAKRAKOW.COM)


niedziela, 13 listopada 2011

Raz, dwa, trzy - mało!



Nieustannie zbliżamy się do końca rundy w większości rozgrywek. Specjaliści od groundhoppingu wyliczyli, że jest to najlepszy czas na Zlot Polskich Turystów Stadionowych w Częstochowie. Równolegle do tego wielkiego wydarzenia odbywało się drugie największe w tym czasie wydarzenie groundhoppingowe - mianowicie moja skromna osoba ustanawiała swój osobisty rekord i w ciągu trzech dni odwiedziła trzy różne obiekty w trzech różnych miejscowościach, oglądając trzy mecze w ramach trzech rożnych lig. Ambitne to zadanie (jak na moje realia oczywiście) udało się wykonać, mimo narastających przeciwności (jesienne niewyspanie i depresja, uciekające autobusy, pusta kasa, sprzeciw osób postronnych, obowiązki szkolne itd itp). A więc opis czas zacząć.

1. Bezlitośni z beniaminkiem

11.11.2011 r, 12:00, IV Liga Małopolska Zachodnia
Lotnik Kryspinów - Zieleńczanka Zielonki 7-1 (3-1)
Widzów: 60
Pogoda: 5C, słonecznie, wietrznie
Dojazd: 60 min autobusami i tramwajem
Bilet: 5 zł

Bramki: 1
Kibice: 0,5
Pogoda: 0,5
Infrastruktura: 0,5
Emocje: 0,5
SUMA: 2,5/5


OPIS:
  • Kryspinów to wieś w gminie Liszki (na Liszczance już byłem, pozostaje mi jeszcze obiekt Kaszowianki i cała gmina moja). Nazwa miejscowości wzięła się od niejakiego hrabiego Kryspina - dawniej nazywała się... a zresztą, myślę że to nieważne :).
  • Obiekt Lotnika jest położony niedaleko od słynnego Zalewu Kryspinowskiego. Jako że na miejscu zameldowałem się ok 40 min przed meczem, udało mi się pstryknąć pamiątkową fotkę - co prawda Zalew to tylko duża kałuża, ale jednak zawsze atrakcja.
  • Ten mecz zapowiadał się interesująco ze względu na wagę sportową - oba zespoły zamykały tabelę 4 ligi i żeby myśleć o utrzymaniu potrzebowały 3 punktów. Zieleńczanka to beniaminek - w zeszłym sezonie widziałem ich historyczny awans, a raczej skok o dwie klasy od razu. W zeszłym roku była to druga najskuteczniejsza drużyna w Krakowskim, lecz w tym sezonie nic ze skuteczności nie zostało.
  • Miejscowy klub na początku nazywał się mało oryginalnie - "Kryspinowianka" - jednak jako że był on powiązany z wojskową jednostką lotniczą z niedalekich Balic, nazwę zmieniono na "Lotnik". O tym, że gra lotnicza druzyna nie można było zapomnieć - na koszulkach i biletach reklamowało się "Kraków Airport", a nad widzami krążył... helikopter.
  • Zawodnicy z Zielonek, czyli popularne "Kończynki" zostali bezlitośnie ograni przez starszych i bardziej doświadczonych gospodarzy. Szczególnie surową lekcję ostrzymał bramkarz gości - na oko mój rówieśnik (zresztą grał z numerem 92 czyli chyba ze swoim rocznikiem). Trudno jednak zwalać tylko na niego winę - cała obrona poprostu nie prezentowała czwartoligowego poziomu.
  • Gospodarze celnie wykonali oba karne - były to 7 i 8 jedenastka którą widziałem w przeciągu ostatnich trzech kolejek.
  • Większość meczu przestałem razem z "trybuną seniorów" tuż koło budynku klubowego. Widok stąd był marny, pod słońce, ale przynajmniej można było posmakować zapachu kiełbasek z grilla, którymi gospodarze zemirzali uczcić zwycięstwo. Niestety, nie byłem na nie zaproszony :).
  • Był to pierwszy mecz w moim życiu, w którym bilety sprzedawano w trakcie pojedynku. Tłumaczenia pana sprzedającego: "No, bo zapomnieliśmy wyjść przed meczem".
ZDJĘCIA:

>

2. Nie te lata

12.11.2011 r, 13:00, Krakowska Liga Okręgowa gr. 2
Skawinka Skawina - Wiślanka Grabie 0-3 (0-1)
Widzów: 70
Pogoda: 3C, słonecznie
Dojazd: 80 min autobusami i tramwajem plus spacer po Skawinie
Bilet: 6 zł

Bramki: 0,5
Kibice: 0,5
Pogoda: 0,5
Infrastruktura: 1
Emocje: 0
SUMA: 2,5/5



 OPIS:
 
  • Drugi mecz z serii odbywał się w Skawinie. Miasto to, ok. 20 tysięczne, należy oczywiście do aglomeracji krakowskiej. Muszę przyznać, że lubię klimat takich miasteczek i że Skawina przypadła mi do gustu :). Nawet mimo remontowanego rynku.
  • Terenowy Klub Sportowy "Skawinka" powstał w 1922 roku. Nazwa zespołu wzięła się od pobliskiej rzeki - lewego dopływu Wisły. Według niektórych oznacza ona tyle, co "skoczna" lub "szybka" - zawodnicy ze Skawiny powinni więc brać przykład z rzeczki :).
  • Dojazd do Skawiny całkiem miły - problemy zaczęły się już w samym miasteczku. Oczywiście zabłądziłem i musiałem nadrabiać sporo trasy, na szczęście zdążyłem na samo rozpoczęcie. Zaskoczył mnie także korek na moście tuż koło stadionu - wielu kibiców przez niego właśnie spóźniło się na mecz.
  • Obiekt Skawinki zrobił na mnie dobre wrażenie - zadbany, reprezentatywny budynek klubowy z osobnymi szatniami, eleganckie, prawie czyste krzesełka i murawa jak stół (brawo!). Z relacji kibiców dowiedziałem się, że niedawno spłonęła tu drewniana trybuna - wielka szkoda, ze jej nie zobaczyłem :(. Na plus rzecz jasna elektroniczna tablica wyników - nieważne, że mierzyła czas także w przerwie :). Na obiekcie zaskoczyła mnie także... hodowla gołębi.
  • Na trybunach dominacja przyjezdnych z Grabi (z Grab? z Grabia?). Przy każdej udanej akcji swoich pupili wznosili oni gromkie okrzyki. Gospodarze raczej słabo - biorąc pod uwagę, że za czasów trzeciej ligi działała tu grupa ultrasów. Warto też wspomnieć o miłej pani i jej dwóch kilkuletnich podopiecznych, siedzących tuż koło mnie - kocyk, herbatka, szalik (co prawda Manchesteru ale zawsze). Szkoda, że nie zrobiłem ładnego zdjęcia - mogłoby być ono wykorzystane w ramach kampanii "Bezpieczne stadiony" :).
  • Głównymi tematami rozmów widzów był, rzecz jasna, wielki korek na moście, a także załatwianie zimowych sparingpartnerów dla Wiślanki, szerokie komentowanie derbów (głównie narzekanie na Wisłę) i, oczywiście, sprawa orzełka na koszulkach reprezentacji. Niektórzy kibice głośno okazywali swoje niezadowolenie okrzykami w stylu "Gdzie jest orzeł?". Niestety, żaden z widzów nie zauważył nigdzie żadnego orła - były tylko gołębie.
  • Barwami gospodarzy są biel i błękit, jednak grali oni w obsydianowych fioletowych strojach. Goście występowali jako małopolski Sporting Lizbona.
  • Pierwsza połowa zaczęła się od trzęsienia ziemi - czyli od huraganowych ataków Wiślanki. Osobiście zacząłem się obawiać, czy wczorajszy wynik zostanie pobity - w przeciągu może 10 minut goście musieli strzelić przynajmniej 3 bramki - skończyło się na jednej. Potem gra się wyrównała tak, że kibice przybyli koło 20 minuty zgodnie twierdzili, że to Skawinianie są lepsi.
  • Drugą połowę spędziłem na drugiej, zacienionej trybunie, jednak nie usiedziałem tam do końca, a i tak przemarzłem. Na boisku zarysowała się już wyraźna przewaga Wiślanki i to ona zgarnęła zasłużenie trzy punkty. Gospodarzom pozostał wstyd i świadomość, że czasy trzeciej ligi to już odległa przeszłość i teraz, niestety, wypada się bronić przed spadkiem do A klasy.
ZDJĘCIA:

3. Nadzieja dla Garcy

13.11.2011 r, 12:00, 2 Liga Grupa Wschodnia, stadion Hutnika
Garbarnia Kraków - Stal Rzeszów 4-3 (3-1)
Widzów: 80
Pogoda: 1C, pochmurnie
Dojazd: 60 min autobusami i tramwajem
Bilet: 6 zł

Bramki: 1
Kibice: 1
Pogoda: 0
Infrastruktura: 1
Emocje: 1
SUMA: 4/5



OPIS:
  • Garbarnia swoje mecze w tej rundzie rozgrywa na Suchych Stawach, ponieważ najbardziej klimatyczny obiekt w Krakowie nie otrzymał licencji. Szkoda wielka, bo frekwencja w Hucie nie zachwyca. Ostatnio, w związku z planowanym przyjazdem bodajże Anglików na Euro, planuje się zamknięcie stadionu Hutnika od połowy lutego. W takim wypadku "Ludwinowskie Lwy" będą musiały grać w Wieliczce albo w Zabierzowie.
  • Liczyłem na liczne stawienie się "Najstarszego młyna w Polsce", jak mawiają złośliwi, i na przyjazd delegacji z Rzeszowa - jednak gospodarze liczebnością nie zachwycili a gości po prostu nie było.
  • Garbulki, które sa beniaminkiem, okupywały przed tą kolejką ostatnie miejsce w tabeli - był to więc klasyczny mecz "o 6 punktów".
  • Przed meczem kontrola plecaka i rewizja, bilety w kasie, kołowrotek - widać, że to 2 liga :).
  • Obiekt przywitał mnie miłym "Serdecznie witamy" na tablicy, dźwiękami przesławnego "Ludwinowskiego Tanga" i zapachem kiełbasek. Niestety, z drobniaków zdołałem uciułać tylko na kanapkę, która i tak była całkiem smaczna.
  • Na boisku od początku dominowała Garca. Pierwsza bramka to akcja sam na sam Marcina Siedlarza w 6 minucie. Następną bramkę zdobył ulubieniec publiczności - Bartosz Praciak, celnie wykonując rzut karny. Akcje "Stalówki" były całkiem składne, jednak brakowało skuteczności. W końcu goście dopieli swego i zdobyli kontaktowa bramkę. Gdy połowa zbliżała się już do końca znakomitą indywidualna akcję przeprowadził Praciak i kibice mogli się cieszyć z trzeciego gola.
  • Druga połowa zaczęła się od bramki z karnego dla Stali i szarpaniny na środku boiska, w wyniku której czerwoną kartkę otrzymał jeden z Rzeszowian. Tak osłabieni goście stracili impet i to Garbarnia dominowała. Teraz jednak to gospodarze razili nieskutecznością i zamiast kilku bramek zdobyli tylko jedną (ładna akcja zespołowa i strzał do pustej bramki). Końcówka była nerwowa - goście celnie wykonali jedenastkę (w sumie oglądaliśmy więc aż trzy karne, wszystkie zasłużone) - do odrobienia strat zabrakło im jednak czasu.
  • Czas meczu umilał nam spiker, podając wszystkie najniezbędniejsze komunikaty: kilka razy składy, zmiany, strzelcy bramek i strzelający obok bramek, wyniki innych spotkań, historia obu klubów...
  • Z drużyny gości na pochwałę zasłużył bramkarz - swego  czasu dosyć znany Wietecha. Kibicom gospodarzy podpadł jednak ciągłymi pretensjami do sędziów (m.in. rajd na środek boiska podczas przepychanek). Na swoją obronę ma tylko fakt, że był kapitanem.
  • Po meczu, zacierając zgrabiałe ręce i dreptając na przemarźniętych stopach orzekłem, że zdecydowanie miło spędziłem ten czas :).
ZDJĘCIA:
 

    poniedziałek, 7 listopada 2011

    Panie Maskaant żegnamy!

    Nie mam w zwyczaju pisać dzień po dniu, jednak wczorajsze derby wyprowadziły mnie lekko z równowagi. Jak cały świat już wie Wisła przegrała na boisku ostatniej (!) Cracovii 0-1. Styl gry naszych kopaczy wołał o pomstę do nieba (jak w wielu meczach w tym sezonie), jednak najbardziej zabolał mnie brak zaangażowania i świadomości, jak ważny mecz został przegrany. Z piłkarzy, którzy nie zawiedli mogę wymienić Wilka (najbardziej waleczny, po meczu nie bał się podejść do kibiców) i Jovanovicia (ambitny, po meczu płakał). Cała reszta to, niestety, banda najemników, którym nie leży na sercu dobro Białej Gwiazdy tylko wypchany portfel. Jeżeli ktokolwiek miał złudzenia, że bez Polaków da się zbudować drużynę, teraz nie powinien ich mieć. Wstyd i hańba. Nasz trener także się nie popisał: "My po prostu przegraliśmy mecz. Powinniśmy strzelić kilka goli, bo mieliśmy szanse. Po prostu się nie udało". Otóż nie, panie Maaskant, wy nie przegraliście meczu, wy przegraliście DERBY. Pan nigdy nie zrozumie czym są dla kibiców te mecze, więc nie powinien być Pan trenerem tej, dodajmy beznadziejnie grającej, ekipy. Żegnamy Pana.


    Niejako na poprawę humoru byłem dzisiaj na Młodych Derbach. Liczyłem na większe zaangażowanie i walkę. Nie mogę być do końca usatysfakcjonowany, jednak młodzi Wiślacy wygrali 2-1 (co w tym sezonie zdarza się im dosyć rzadko). Obie bramki zdobył z rzutów karnych Michał Czekaj (a niech ma foto).


    7.11.2011 r, 14:00, Młoda Ekstraklasa
    Wisła Kraków ME - Cracovia ME 2-1 (1-0)
    Widzów: 150
    Pogoda: 12C, słonecznie
    Bilet: brak



    Na koniec jeszcze jedno ogłoszenie: już wkrótce, w dniach od 11 do 13 listopada, w Częstochowie, odbędzie się 4 zlot polskich grounhopperów. Niestety, nie będę się mógł na nim stawić, jednak gorąco polecam innym tę przyjemność :). Więcej informacji: http://4zlot.pl/

    sobota, 5 listopada 2011

    Derby rządzą się własnymi prawami.

    Sobotnie przedpołudnie było wyjątkowe - cieplutko, wszędzie dookoła złote i czerwone liście, człowiek wyspany - i jak tu nie iść na mecz? W przededniu Wielkich Derbów Krakowa wybrałem się więc na Małe Derby w ramach krakowskiej Okręgówki. Na stadion miałem bliziutko, więc tylko piątak do kieszeni, aparat i coś do picia do plecaka i fru - idę na mecz!

    5.11.2011 r, 13:00, Krakowska Liga Okręgowa gr. 1
    Clepardia Kraków - Podgórze Kraków 1-2 (1-1)
    Widzów: 80
    Pogoda: 15C, słonecznie
    Dojazd: 20 min spacerem
    Bilet: 5 zł

    Bramki: 1
    Kibice: 0,5
    Pogoda: 1
    Infrastruktura: 0,5
    Emocje: 1
    SUMA: 4/5


    OPIS:
    • Clepardia to po łacinie Kleparz. Nazwa ta wzięła się prawdopodobnie z kompromisu - gdy w 1967 łączono Prądnickiego z KS Krowodrza nie chciano, żeby klub przyjął ktokolwiek z tych nazw i z braku lepszego pomysłu została "Clepardia". Obiekt klubu znajduje się właściwie w centrum Krowodrzy i żeby dostać się na Rynek Kleparski trzeba przejść 3 km. O wiele bliżej jest do mojego domu :).
    • Niebiesko - biali byli liderami przed tą kolejką, natomiast zespół z Podgórza to ambitny beniaminek. Obie te druzyny widziałem już kiedyś w akcji - na Podgórzu byłem w zeszłym sezonie, gdy cieszono się z awansu (mecz z Libertowem, stadion baaaardzo klimatyczny), natomiast Clepardię obserwowałem w derbach z Grębałowianką.
    • Na trybunach około 80 osób, z czego duża część pochodziła z Podgórza - wielu z nich pamiętała zapewne jeszcze czasy sprzed powstania Clepardii. Dawali oni o sobie znać, wznosząc gromkie okrzyki -  podobało mi się melodyczne "Heja, heja, hej Podgórze!". Clepardia nie ma natomiast zbyt wielu wiernych fanów, chociaż kiedyś lubili ją wspierać kibice Wisły z Prądnika. Wśród widzów zanotowałem jednego szalikowca i kilka kobiet :). Na trybunach w tym dniu królowały mandarynki i woda mineralna.
    • Mecz zaczął się po myśli gospodarzy - w szóstej minucie po koronkowej akcji na jeden kontakt wpakowali piłkę do siatki. Goście nie podłamali się jednak i w końcówce pierwszej połowy wywalczyli rzut karny. Do piłki podszedł były zawodnik m.in. Wisły i Gieksy Łukasz "Gorzki" Gorszkow i pewnie wykorzystał okazję.
    • Kibice Podgórza byli zdziwieni słabą grą Clepardii - po pierwszej połowie mimo prowadzenia gry nie olśniła. Druga połowa była juz toczona pod dyktando ambitnych Podgórzan - druga bramka z ok. 60 minuty przepiękna - rzut wolny z bocznego sektora boiska został zamieniony na piękny strzał w okienko. Nie bez winy był też bramkarz gospodarzy i oczywiście słoneczko, kóre go oślepiło :).
    • Bardzo kontrowersyjna była decyzja o rzucie wolnym pośrednim dla Clepardii z ok. 10 metra. Sędzia został zwyzywany (choć nie tak bardzo znowu...) a piłkarzom Clepardii i tak nie udalo się strzelić. Końcówka była bardzo emocjonująca - sędzia przeciągał mecz jak się dało, jednak Clepardia biła głową w mur. Ostatnia akcja to wolny dla gospodarzy - nie pomógł im jednak nawet ofensywnie usposobiony bramkarz - piłka tylko otarła się o słupek.
    • Frekwencję zawyżyli mieszkańcy okolicznych bloków, które malowniczo okrążają obiekt. Z ciekawostek - na terenie stadionu działa zakład pogrzebowy.

     ZDJĘCIA:

      W środę byłem natomiast na pierwszym wyjeździe za granicą - czeskie Brno nie było jednak gościnne dla wiślackich koszykarek. Miejscowa hala znajduje się gdzieś w lesie, a miejscowi POLICIE nie sprawiali większych problemów - sprawnie zaprowadzili nas do jedynej w okolicy knajpy. W czasie meczu zaprezentowaliśmy oprawę "Ave Wisła" i flagowisko, po meczu, mimo porażki, odpalilismy race. Wyjazd był mimo wszystko bardzo udany - nie ma to jak spędzić 10 godzin w autokarze tylko po to, żeby ujrzeć porażkę :). Wypada tylko zaśpiewać: "Jesteśmy zawsze tam...". Zdjęcia obejrzycie TUTAJ.