niedziela, 13 listopada 2011

Raz, dwa, trzy - mało!



Nieustannie zbliżamy się do końca rundy w większości rozgrywek. Specjaliści od groundhoppingu wyliczyli, że jest to najlepszy czas na Zlot Polskich Turystów Stadionowych w Częstochowie. Równolegle do tego wielkiego wydarzenia odbywało się drugie największe w tym czasie wydarzenie groundhoppingowe - mianowicie moja skromna osoba ustanawiała swój osobisty rekord i w ciągu trzech dni odwiedziła trzy różne obiekty w trzech różnych miejscowościach, oglądając trzy mecze w ramach trzech rożnych lig. Ambitne to zadanie (jak na moje realia oczywiście) udało się wykonać, mimo narastających przeciwności (jesienne niewyspanie i depresja, uciekające autobusy, pusta kasa, sprzeciw osób postronnych, obowiązki szkolne itd itp). A więc opis czas zacząć.

1. Bezlitośni z beniaminkiem

11.11.2011 r, 12:00, IV Liga Małopolska Zachodnia
Lotnik Kryspinów - Zieleńczanka Zielonki 7-1 (3-1)
Widzów: 60
Pogoda: 5C, słonecznie, wietrznie
Dojazd: 60 min autobusami i tramwajem
Bilet: 5 zł

Bramki: 1
Kibice: 0,5
Pogoda: 0,5
Infrastruktura: 0,5
Emocje: 0,5
SUMA: 2,5/5


OPIS:
  • Kryspinów to wieś w gminie Liszki (na Liszczance już byłem, pozostaje mi jeszcze obiekt Kaszowianki i cała gmina moja). Nazwa miejscowości wzięła się od niejakiego hrabiego Kryspina - dawniej nazywała się... a zresztą, myślę że to nieważne :).
  • Obiekt Lotnika jest położony niedaleko od słynnego Zalewu Kryspinowskiego. Jako że na miejscu zameldowałem się ok 40 min przed meczem, udało mi się pstryknąć pamiątkową fotkę - co prawda Zalew to tylko duża kałuża, ale jednak zawsze atrakcja.
  • Ten mecz zapowiadał się interesująco ze względu na wagę sportową - oba zespoły zamykały tabelę 4 ligi i żeby myśleć o utrzymaniu potrzebowały 3 punktów. Zieleńczanka to beniaminek - w zeszłym sezonie widziałem ich historyczny awans, a raczej skok o dwie klasy od razu. W zeszłym roku była to druga najskuteczniejsza drużyna w Krakowskim, lecz w tym sezonie nic ze skuteczności nie zostało.
  • Miejscowy klub na początku nazywał się mało oryginalnie - "Kryspinowianka" - jednak jako że był on powiązany z wojskową jednostką lotniczą z niedalekich Balic, nazwę zmieniono na "Lotnik". O tym, że gra lotnicza druzyna nie można było zapomnieć - na koszulkach i biletach reklamowało się "Kraków Airport", a nad widzami krążył... helikopter.
  • Zawodnicy z Zielonek, czyli popularne "Kończynki" zostali bezlitośnie ograni przez starszych i bardziej doświadczonych gospodarzy. Szczególnie surową lekcję ostrzymał bramkarz gości - na oko mój rówieśnik (zresztą grał z numerem 92 czyli chyba ze swoim rocznikiem). Trudno jednak zwalać tylko na niego winę - cała obrona poprostu nie prezentowała czwartoligowego poziomu.
  • Gospodarze celnie wykonali oba karne - były to 7 i 8 jedenastka którą widziałem w przeciągu ostatnich trzech kolejek.
  • Większość meczu przestałem razem z "trybuną seniorów" tuż koło budynku klubowego. Widok stąd był marny, pod słońce, ale przynajmniej można było posmakować zapachu kiełbasek z grilla, którymi gospodarze zemirzali uczcić zwycięstwo. Niestety, nie byłem na nie zaproszony :).
  • Był to pierwszy mecz w moim życiu, w którym bilety sprzedawano w trakcie pojedynku. Tłumaczenia pana sprzedającego: "No, bo zapomnieliśmy wyjść przed meczem".
ZDJĘCIA:

>

2. Nie te lata

12.11.2011 r, 13:00, Krakowska Liga Okręgowa gr. 2
Skawinka Skawina - Wiślanka Grabie 0-3 (0-1)
Widzów: 70
Pogoda: 3C, słonecznie
Dojazd: 80 min autobusami i tramwajem plus spacer po Skawinie
Bilet: 6 zł

Bramki: 0,5
Kibice: 0,5
Pogoda: 0,5
Infrastruktura: 1
Emocje: 0
SUMA: 2,5/5



 OPIS:
 
  • Drugi mecz z serii odbywał się w Skawinie. Miasto to, ok. 20 tysięczne, należy oczywiście do aglomeracji krakowskiej. Muszę przyznać, że lubię klimat takich miasteczek i że Skawina przypadła mi do gustu :). Nawet mimo remontowanego rynku.
  • Terenowy Klub Sportowy "Skawinka" powstał w 1922 roku. Nazwa zespołu wzięła się od pobliskiej rzeki - lewego dopływu Wisły. Według niektórych oznacza ona tyle, co "skoczna" lub "szybka" - zawodnicy ze Skawiny powinni więc brać przykład z rzeczki :).
  • Dojazd do Skawiny całkiem miły - problemy zaczęły się już w samym miasteczku. Oczywiście zabłądziłem i musiałem nadrabiać sporo trasy, na szczęście zdążyłem na samo rozpoczęcie. Zaskoczył mnie także korek na moście tuż koło stadionu - wielu kibiców przez niego właśnie spóźniło się na mecz.
  • Obiekt Skawinki zrobił na mnie dobre wrażenie - zadbany, reprezentatywny budynek klubowy z osobnymi szatniami, eleganckie, prawie czyste krzesełka i murawa jak stół (brawo!). Z relacji kibiców dowiedziałem się, że niedawno spłonęła tu drewniana trybuna - wielka szkoda, ze jej nie zobaczyłem :(. Na plus rzecz jasna elektroniczna tablica wyników - nieważne, że mierzyła czas także w przerwie :). Na obiekcie zaskoczyła mnie także... hodowla gołębi.
  • Na trybunach dominacja przyjezdnych z Grabi (z Grab? z Grabia?). Przy każdej udanej akcji swoich pupili wznosili oni gromkie okrzyki. Gospodarze raczej słabo - biorąc pod uwagę, że za czasów trzeciej ligi działała tu grupa ultrasów. Warto też wspomnieć o miłej pani i jej dwóch kilkuletnich podopiecznych, siedzących tuż koło mnie - kocyk, herbatka, szalik (co prawda Manchesteru ale zawsze). Szkoda, że nie zrobiłem ładnego zdjęcia - mogłoby być ono wykorzystane w ramach kampanii "Bezpieczne stadiony" :).
  • Głównymi tematami rozmów widzów był, rzecz jasna, wielki korek na moście, a także załatwianie zimowych sparingpartnerów dla Wiślanki, szerokie komentowanie derbów (głównie narzekanie na Wisłę) i, oczywiście, sprawa orzełka na koszulkach reprezentacji. Niektórzy kibice głośno okazywali swoje niezadowolenie okrzykami w stylu "Gdzie jest orzeł?". Niestety, żaden z widzów nie zauważył nigdzie żadnego orła - były tylko gołębie.
  • Barwami gospodarzy są biel i błękit, jednak grali oni w obsydianowych fioletowych strojach. Goście występowali jako małopolski Sporting Lizbona.
  • Pierwsza połowa zaczęła się od trzęsienia ziemi - czyli od huraganowych ataków Wiślanki. Osobiście zacząłem się obawiać, czy wczorajszy wynik zostanie pobity - w przeciągu może 10 minut goście musieli strzelić przynajmniej 3 bramki - skończyło się na jednej. Potem gra się wyrównała tak, że kibice przybyli koło 20 minuty zgodnie twierdzili, że to Skawinianie są lepsi.
  • Drugą połowę spędziłem na drugiej, zacienionej trybunie, jednak nie usiedziałem tam do końca, a i tak przemarzłem. Na boisku zarysowała się już wyraźna przewaga Wiślanki i to ona zgarnęła zasłużenie trzy punkty. Gospodarzom pozostał wstyd i świadomość, że czasy trzeciej ligi to już odległa przeszłość i teraz, niestety, wypada się bronić przed spadkiem do A klasy.
ZDJĘCIA:

3. Nadzieja dla Garcy

13.11.2011 r, 12:00, 2 Liga Grupa Wschodnia, stadion Hutnika
Garbarnia Kraków - Stal Rzeszów 4-3 (3-1)
Widzów: 80
Pogoda: 1C, pochmurnie
Dojazd: 60 min autobusami i tramwajem
Bilet: 6 zł

Bramki: 1
Kibice: 1
Pogoda: 0
Infrastruktura: 1
Emocje: 1
SUMA: 4/5



OPIS:
  • Garbarnia swoje mecze w tej rundzie rozgrywa na Suchych Stawach, ponieważ najbardziej klimatyczny obiekt w Krakowie nie otrzymał licencji. Szkoda wielka, bo frekwencja w Hucie nie zachwyca. Ostatnio, w związku z planowanym przyjazdem bodajże Anglików na Euro, planuje się zamknięcie stadionu Hutnika od połowy lutego. W takim wypadku "Ludwinowskie Lwy" będą musiały grać w Wieliczce albo w Zabierzowie.
  • Liczyłem na liczne stawienie się "Najstarszego młyna w Polsce", jak mawiają złośliwi, i na przyjazd delegacji z Rzeszowa - jednak gospodarze liczebnością nie zachwycili a gości po prostu nie było.
  • Garbulki, które sa beniaminkiem, okupywały przed tą kolejką ostatnie miejsce w tabeli - był to więc klasyczny mecz "o 6 punktów".
  • Przed meczem kontrola plecaka i rewizja, bilety w kasie, kołowrotek - widać, że to 2 liga :).
  • Obiekt przywitał mnie miłym "Serdecznie witamy" na tablicy, dźwiękami przesławnego "Ludwinowskiego Tanga" i zapachem kiełbasek. Niestety, z drobniaków zdołałem uciułać tylko na kanapkę, która i tak była całkiem smaczna.
  • Na boisku od początku dominowała Garca. Pierwsza bramka to akcja sam na sam Marcina Siedlarza w 6 minucie. Następną bramkę zdobył ulubieniec publiczności - Bartosz Praciak, celnie wykonując rzut karny. Akcje "Stalówki" były całkiem składne, jednak brakowało skuteczności. W końcu goście dopieli swego i zdobyli kontaktowa bramkę. Gdy połowa zbliżała się już do końca znakomitą indywidualna akcję przeprowadził Praciak i kibice mogli się cieszyć z trzeciego gola.
  • Druga połowa zaczęła się od bramki z karnego dla Stali i szarpaniny na środku boiska, w wyniku której czerwoną kartkę otrzymał jeden z Rzeszowian. Tak osłabieni goście stracili impet i to Garbarnia dominowała. Teraz jednak to gospodarze razili nieskutecznością i zamiast kilku bramek zdobyli tylko jedną (ładna akcja zespołowa i strzał do pustej bramki). Końcówka była nerwowa - goście celnie wykonali jedenastkę (w sumie oglądaliśmy więc aż trzy karne, wszystkie zasłużone) - do odrobienia strat zabrakło im jednak czasu.
  • Czas meczu umilał nam spiker, podając wszystkie najniezbędniejsze komunikaty: kilka razy składy, zmiany, strzelcy bramek i strzelający obok bramek, wyniki innych spotkań, historia obu klubów...
  • Z drużyny gości na pochwałę zasłużył bramkarz - swego  czasu dosyć znany Wietecha. Kibicom gospodarzy podpadł jednak ciągłymi pretensjami do sędziów (m.in. rajd na środek boiska podczas przepychanek). Na swoją obronę ma tylko fakt, że był kapitanem.
  • Po meczu, zacierając zgrabiałe ręce i dreptając na przemarźniętych stopach orzekłem, że zdecydowanie miło spędziłem ten czas :).
ZDJĘCIA:
 

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz