Oj, sporo się działo na przełomie listopada i grudnia na wiślackich arenach. Nie zaliczyłem wprawdzie żadnego meczu niższych lig, ale narzekać nie mogę. Byłem świadkiem wielu naprawdę wspaniałych wydarzeń :).
Gorący okres rozpoczął się w piątek, 25 listopada, spotkaniem na hali, gdzie
futsalowcy rozprawili się po ciężkim boju z zespołem
GKS-u Tychy.
Jako że Tyszanie to sztama naszej sąsiadki, na trybunach zjawiło się wiele osób, przybywających na halę "od święta" i nasz doping był całkiem dobry. Zanotujmy też kilka spontanicznych rac na końcu meczu. Gości nie zauważono.
Nazajutrz każdy szanujący się Wiślak ponownie ruszył na halę, gdzie odbył się mecz
koszykarek Wisła - ROW Rybnik. Nasze panie jak zawsze nie zawiodły. Była to jednak tylko przystawka do dalszych spotkań, na trybunach zameldowało się mało ludzi (chociaż zabawa i tak była przednia), nie napawało to jednak optymizmem przed najważniejszym meczem rundy, o którym za chwilę.
Pierwszą
oprawę w grudniu zaprezentowaliśmy na meczu futsalowców
Wisła - Akademia Pniewy. Jako że było to starcie mistrza i vicemistrza poprzedniego sezonu, zapowiadały się wielkie emocje. I rzeczywiście, kibice obejrzeli wspaniały mecz i wielką kanonadę Wiślaków. Mistrz został upokorzony aż 5-0 (w tym dwie bramki strzelone z własnej połowy), a na trybunach panowało istne szaleństwo. Zaprezentowana oprawa może nie była zbytnio wyszukana ani efektowna, lecz z całą pewnością była pierwsza w krótkiej historii sekcji. Wielki szacuneczek dla wiślackich piłkarzy halowych, którzy po pierwszej rundzie prowadzą w lidze bez żadnej porażki! Zdjęcia na
oficjalnej stronie futsalowców
Następny w kolejce był już mecz piłkarski:
4.12.2011 r, 17:00, Ekstraklasa
Wisła Kraków - Widzew Łódź 1-0 (0-0)
Widzów: 14830
Pogoda: 5C
Bilet: karnet
OPIS:
- Mecz ten zapamiętam przede wszystkim ze względu na mikołajkową inicjatywę SKWK (Stowarzyszenia Kibiców). Otóż tuż przed nadchodzącym dniem św. Mikołaja przeprowadzono akcję oddania wszystkich miejsc w sercu młyna dzieciakom z krakowskich szkół. Każdy Wiślak początkowo wiedział tylko, że odbędzie się jakaś niespodzianka i że nikt nie wchodzi w tym meczu na sektor C3. Byłem osobiście bardzo zdziwiony, widząc nasz młyn w odmłodzonym wydaniu. Akcja powiodła się - myślę, że wiele dzieciaków "zajawiło" się na Wisłę i bawiło się naprawdę dobrze. Młodzi kibice mogli zobaczyć, że stadionowa rzeczywistość różni się znacząco od propagandy niektórych mediów. Muszę przyznać, że młodzież dawała z siebie wszystko i była naprawdę głośna :). Ultrasi przygotowali oprawę - Białą Gwiazdę, złożoną z chorągiewek uzupełnionych czerwonymi i niebieskimi balonikami. Podsumowując: akcja pod kryptonimem "Kto kocha ten wierzy. Siła w młodzieży" zakończyła się pełnym sukcesem. Coś niesamowitego :).
- W cieniu wydarzeń na trybunach (po raz to już który na R22...) były wydarzenia boiskowe. Trudno mi napisać, ze Wiślacy rozegrali jakieś kapitalne spotkanie - liczy się zwycięstwo po bramce Cwetana Genkowa.
- Przed meczem uhonorowano kolejnego zasłużonego Wiślaka - tym razem był to Kazimierz Kmiecik. Najskuteczniejszy w historii strzelec Wisły, czterokrotny król strzelców, mistrz Polski, złoty i srebrny medalista IO, brązowy medalista MŚ to z pewnością wielka postać. Warto wspomnieć, że Pan Kazimierz rozpoczynał karierę w Cracovii, jednak po zakończeniu kariery przyznał, że jest Wiślakiem. Można z czystym sumieniem powiedzieć, że Kazimierz Kmiecik to żywa legenda i prawdziwy symbol Wisły. Wielkie brawa dla niego!
- Sektor gości w tym spotkaniu pusty (zakaz dla Widzewa za piro na Łazienkowskiej), ozdobiony tylko transparentem WSZYSCY NA SPARTAK (o czym za chwilę). Odnotujmy także małą ilość przekleństw na trybunach :).
Środa, 7 listopada stała pod znakiem wielkich koszykarskich emocji. Do najgorętszej hali w Europie :) przyjeżdżał prawdziwy dream team, vicemistrz Europy, moskiewski
Spartak. Wiślaczki, marząc o pierwszym miejscu w grupie musiały ten mecz wygrać i nie zawiodły - rozprawiły się z bardziej utytułowanymi rywalkami 81-60 i sensacja stała się faktem! Na trybunach panowała wyśmienita atmosfera - godzinę przed meczem hala była pełna, a oficjalna widownia - 1700 widzów - przekroczyła pojemność hali. I jak tu nie kochać kobiecej koszykówki? Zdjęcia pożyczyłem z
wislakrakow.com
Już dwa dni póżniej przybyłem na jedyny w tej rundzie piątkowy mecz na R22.
9.12.2011 r, 20:30, Ekstraklasa
Wisła Kraków - Polonia Warszawa 0-1 (0-0)
Widzów: 13020
Pogoda: 0C
Bilet: karnet
OPIS:
- Ten mecz wyjątkowo zapamiętam ze względu na boiskowe wydarzenia. Mimo ambitnej walki, nasi zawodnicy nie dali rady defensywnie usposobionej Polonii i fatalnemu sędziemu. Myślę, że nikt jednak nie miał o to do nich pretensji, bo naprawdę dali z siebie maksimum.
- Sektor gości znowu pusty - jedna z najsłabszych wyjazdowych ekip naszej ligi postanowiła wspierać swoją zgodę w meczu na Legii.
- Doping na trybunach całkiem dobry - szczególnie udany debiut przyśpiewki znanej już z hali - "Jak się bawią ludzie".
- Kolejny uhonorowany zawodnik w galerii sław to Adam Musiał - jeden z najlepszych wiślackich obrońców w historii, grał z Białą Gwiazdą na piersi 11 lat.
Następny dzień to zamknięcie halowego sezonu meczem koszykarek z Widzewem. Nasz młyn liczebnie nędzny, ale doping głośny :). Zawodniczki miały wyjątkowo dobry dzień i ogrywały rywalki jak juniorki. Szkoda tylko, że nie padła magiczna "setka".
Nareszcie ostatnie, świeżutkie wydarzenie:
14.12.2011 r, 21:05, Liga Europy
Wisła Kraków - Twente Enschede 2-1 (1-1)
Widzów: 15210
Pogoda: 0C
Bilet: 15 zł
OPIS:
- Przed meczem niewielu wierzyło w cud. Aby wyjść z grupy K LE Wisła musiała wygrać z vicemistrzami Holandii, a w równoległym spotkaniu Fulham nie mogło zwyciężyć z duńskim Odense. Przyznam się, że ja także nie wierzyłem w awans, lecz na mecz oczywiście się udałem :).
- Klub starał się jak mógł zachęcić fanów do kupna wejściówek - najtańsze bilety za 15 zł nie pomogły jednak zapełnić jakoś specjalnie wielu miejsc. Ci, których nie było niech żałują :).
- Na sektorze zameldowałem się dosyć późno - nawet na bocznym sektorze nie było już zbyt wielu miejsc.
- Mecz rozpoczął się od oprawy. Najpierw wjechała sektorówka z postaciami kibiców, podświetlana stroboskopami i podpisana hasłem "Nie ma że boli. Sektor kiboli." Na znak gniazdowego oprawa zjechała na chwilę, by ustąpić miejsca chaosowi - wielkiej ilości flag i wszelakiej pirotechniki. Myślę, że efekt był naprawdę wspaniały, wręcz jestem dumny z oprawy, która współtworzyłem, machając flagą :). Po wypaleniu się rac sektorówka jeszcze raz wjechała i zaśpiewaliśmy znaną już przyśpiewkę o ludziach i ich zabawie :).
- Oczywiście nie widziałem pierwszej bramki, którą mocnym strzałem zdobył Garguła. Bramkarz gości nie popisał się - trudno się dziwić, że mój rówieśnik w pierwszym tak poważnym meczu i przed tak poważną :) publicznością nie wytrzymał presji. Na sektorze zapanował szał, a niektórzy kibice z radością spoglądali na swoje komórki, gdzie w starciu Fulham - Odense widniał dający awans bezbramkowy remis.
- Wszystko układało się dobrze, ale oczywiście musiało się sparpać. Holendrzy wyrównali po golu przewrotką (moim zdaniem był spalony, ale powtórki wykazały, że Bunoza nie jest obdarzony specjalnym refleksem). Dodatkowo dwie bramki Fulham sprawiły, że przerwę spędziliśmy w minorowych raczej nastrojach.
- Druga połowa to juz klasyczny amerykański thriller z happy-endem. Zaczęło się od trzęsienia ziemi - dalekie podanie Pareiki wykorzystał Genkow i na trybunach zapanowała euforia. Potem napięcie rosło - wszyscy z niepokojem śledzili losy równoległego mezu w Anglii. Na bramkę duńczyków trybuny zareagowały rykiem radości. Gdy na zegarze wybiła 80 minuta cała nasza trybuna zaczeła się cieszyć - w Anglii zrobiło się 2-2! Jednak okazało się, że to tylko plotka - tym większe rozczarowanie odczuwaliśmy tuż po końcowym gwizdku. Gdy wydawało się, że nie ma nadziei, nagle, trybuna po trybunie, zaczał skakać z radości. Niewiarygodna informacja o zdobytej w ostatnich sekundach bramce Odense lotem błyskawicy dotarła do piłkarzy i na całym stadionie zapanowała euforia, To było coś pięknego! Gdy w awans nie wierzył już nikt, sen okazał się jawą i niemożliwe stało sie faktem! Chóralnych śpiewów triumfu, okrzyków, skoków nie było końca. Z pewnością ten mecz zapamiętam jako jeden z najpiękniejszych momentów mojej wiślackiej drogi. WSPANIAŁE!
ZDJĘCIA (oczywiście podziękowania dla zaprzyjaźnionych portali 1 i 2):
Tutaj wypada zakończyć relację z tego wspaniałego okresu, jakim był dla mnie przełom listopada i grudnia 2011. Mimo, że z grounhoppingiem nie ma to zbyt wiele wspólnego, chyba wybaczycie mi tą przydługawą relację :). Już wkrótce wrzucę podsumowanie ligowego zestawienia drużyn krakowskich, po czym zapadnę w świąteczno-noworoczny marazm. A potem już z górki i kolejna runda przed nami :).