niedziela, 16 października 2011

Lisiecka kiełbasa lepsza od piłkarzy.

W środku tygodnia miałem zamiar wybrać się na mecz Garbarni. Każdy, kto choć raz był na boisku przy Rydlówce wie, że panuje tam wspaniała atmosfera i że ludwinowscy kibice (Młode Lwy, bynajmniej nie chodzi tu o wiek) są jednymi z lepszych w Krakowie. Jako że popularne Garbulki muszą grać na Suchych Stawach, przejechałem pół Krakowa żeby usłyszeć, że mecz jest o 18 a nie o 14. Niestety, taka pora mnie nie urządzała i musiałem obejść się smakiem. Niemniej sobota i niedziela zapowiadały się wyjątkowo sportowo...

15.10.2011 r, 18:00, Ekstraklasa
Wisła Kraków - Jagiellonia Białystok 3-1 (0-0)
Widzów: 15323
Pogoda: 7C, bezchmurny wieczór
Bilet: karnet

OPIS:
  • Przed meczem piłkarzy, niejako na rozgrzewkę, byłem na koszykarkach. Rozgromiły one ŁKS (po pierwszej połowie zanosiło się nawet na setkę). W ogóle na hali był pracowity dzień - koszykarki, potem siatkarki i koszykarze.
  • To miał być wyjątkowy mecz - po kilku latach nareszcie doczekaliśmy się w pełni otwartego nowego obiektu. Jednak święto zostało trochę popsute przez małą frekwencją (ledwo połowa stadionu).
  • Przed meczem odbyła się uroczystość uhonorowania legendy Wisły Kraków - Henryka Reymana - koszulka z jego nazwiskiem została wywieszona pod sam dach stadionu (można się w sumie przyczepić do małej widoczności koszulki - tuż obok telebimu). Tutaj znajdziecie obszerną biografię legendy: LINK, dla leniwych napiszę tylko, że Henryk Reyman to pierwszy król strzelców polskiej ligi (niepobite do dziś 37 goli), grał w Wiśle jako kapitan w latach 1910 - 33, był żołnierzem w czasie wojen z bolszewikami, Ukraińcami i podczas II wojny światowej. Do historii przeszło starcie derbowe z Cracovią w 1925 - kapitan Wisły grał wtedy świeżo po kontuzji (trzy dni wcześniej miał jeszcze nogę w gipsie). Po pierwszej połowie Wiślacy przegrywali 1-5, jednak dzięki niesamowitej determinacji zdołali w drugiej odsłonie doprowadzić do remisu. Mecz ten stał się legendą, tak samo jak słowa Reymana w przerwie: "(...) Nikt nie wymaga od was samych zwycięstw. Czasem i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od was ambitnej i nieustępliwej walki. Nie dopuśćcie do tego, aby ludzie uznali was za niegodnych... podania ręki."
  • Tuż przed pierwszym gwizdkiem minutą ciszy uczciliśmy pamięć tragicznie zmarłego kibica Jagiellonii, który zginął w dordze na mecz.
  • Goście stawili się dosyć licznie, zaczęli dopingować pod koniec spotkania (protest), jako że Jaga to nasza była zgoda, nie było żadnych bluzgów.
  • Nasz doping całkiem niezły, nowy gniazdowy wprowadził długie "lalala" (gdzieś tak 20 minut śpiewane). W drugiej połowie daliśmy znać trenerowi Maaskantowi, że wolimy w składzie młodych Polaków niż podstarzałych Holendrów (niemniej nie sądzę, żeby Robert się tym przejął).
  • Goście prowadzili, jednak w końcówce to Wisła przycisnęła - dało to wymierne korzyści. Wiele kontrowersji wywołała wyrównująca bramka naszej drużyny - szczerze mówiąc nie widziałem dokładnie, potem był już tylko szał radości :).
Flaga "Henryk Reyman"

W tym miejscu chciałem pozdrowić kibica Śląska - Szymona - i zareklamować jego groundhopperski blog: "Na trybunie" - na pewno znajdziecie tam wiele ciekawego. Polecam!

Niedzielne przedpołudnie, pierwsze w tym roku z ujemną temperaturą, postanowiłem wykorzystać na wyjazd do Liszek. Jest to mała podkrakowska miejscowość, której nazwa wzięła się od grzybów - w dzisiejszych czasach zwanych kurkami. Jednak to nie z nich najbardziej znany jest ten region, lecz z wędlin. Kiełbasa lisiecka, niedawno wpisana do rejestru UE jako produkt regionalny, jest niewątpliwie pyszna (gorąco polecam szczególnie tym, którzy nie wyobrażają sobie meczu bez kiełby). Byłem więc ciekaw, czy jakość lisieckiej piłki może się równać z jakością kiełbasy :).

16.10.2011 r, 11:00, Krakowska A klasa grupa II
Liszczanka Liszki - Victoria Kobierzyn 2-3 (0-1)
Widzów: 70
Pogoda: 5C, słonecznie
Dojazd: 1h autobusami i tramwajem
Bilet: brak

Bramki: 1
Kibice: 0
Pogoda: 0
Infrastruktura: 0,5
Emocje: 1
SUMA: 2,5/5


OPIS:
  • Zdecydowanym faworytem meczu była Liszczanka - jednak ambitny cel awansu oddalił się znacznie, bo to Victoria była lepsza.
  • Goście zapoznali się ze statystykami, z których wynika, że kto strzeli pierwszą bramkę, zwykle nie przegrywa. Postanowili więc huraganowo zaatakować od początku i przyniosło to bramkę już około drugiej minuty..
  • Piłkarze z Kobierzyna (na żółto) grali, jak na warunki A klasy, bardzo ładną piłkę. Gdybym miał talent wizualny Jacka Gmocha, rozrysowałbym ich taktykę, jednak poprzestanę na opisie: agresywnie grający dwaj środkowi pomocnicy po odbiorze zgrywają do cofającego się napastnika (tzw. pivota), który błyskawicznie zgrywa prostopadle (na wolne pole) do skrzydłowego, który celnie centruje. Kilka razy ta akcja wyszła niemal perfekcyjnie - goście byli jednak łapani na spalonym.
  • W porównaniu z Victorią gospodarze poruszali się cokolwiek leniwie. Do odrabiania strat ruszyli w drugiej połowie, jednak nadziali się na kontrę i z 0-1 zrobiło się 0-2. Gdy już wydawało się, że jest po meczu, Liszczanka strzeliła wreszcie kontaktowego gola.
  • Trzecia bramka dla gości to poezja - wzorowa kontra. Liszki tak zaangażowały się w atak, że nie zostawiły NIKOGO oprócz bramkarza na własnej połowie. Zawodnicy Kobierzyna wyszli do kontry czwórką i jeden z nich pięknym strzałem z ok. 30 metra przelobował bramkarza.
  • Bramki na 2-3 nie widziałem zbyt dokładnie, musiałem się spieszyć na autobus (następny był za pół godziny, a dłuższe stanie na przystanku groziłoby przeziębieniem).
  • Obiekt Liszczanki, położony w charakterystycznym dla wielu polskich miejscowości miejscu, czyli za kościołem, okazał się całkiem zadbany. Zająłem miejsce na trybunie z krzesełkami, z której schodząc w cywilizowany sposób po schodkach można się było spotkać z płotem okalającym boisko. Obok mnie siedział tutejszy ekspert - muszę przyznać że całkiem dobrze obeznany - jednak nie mogę mu wybaczyć, że nie poczęstował mnie biszkoptami (okazuje się, że od oglądania piłkarzy można porządnie zgłodnieć).
  • Miejscowa młodzież zabawiała się typowo - petardy, alkohol, skutery i latanie za wybitą przez gości piłką :).
  • Niestety, mój aparat nie miał ochoty oglądać spotkania i szybko się rozładował - z tego wynika tak mała ilość zdjęć. Dla spragnionych więcej LINK.

ZDJĘCIA:

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz