...ale nie kibice! W piątek na R22 przyjechała ekipa, którą wielu uważa za najlepszą w Polsce. Pojedynki Wisły i Legii zawsze budzą wielkie emocje (jednak i tak nie ma porównania z derbami). Do Krakowa zajechała zgrabna grupka 1500 legionistów, a także piłkarze z Maciejem Skorżą w roli trenera.
30.03.2012 r, 20:30, Ekstraklasa
Wisła Kraków - Legia Warszawa 0-0
Widzów: 24000
Pogoda: 5C, mżawka
Bilet: karnet
OPIS:
- W godzinę przed meczem sektor C zapełnił się dosyć szybko. Wiele osób ubrało czerwone koszulki, legioniści także w większości na biało.
- Tuż przed początkiem wywieszeniem koszulki został uhonorowany starszy z braci Kotlarczyków.
- Na wejście prezentujemy oprawę - niektóre osoby nie wiedziały, co zrobić z linkami, więc nie wszystko wyglądało idealnie. Przesłanie dosyć klarowne - kibic u bram nieba (nawiązanie do przyśpiewki "Jestem kibicem..."). Odpalone trochę pirotechniki.
- Po opuszczeniu oprawy zobaczyliśmy dym nad murawą - to znak, że wycieczka ze stolicy tez pobawiła się fajerwerkami. I rzeczywiście, warszawiacy zaprezentowali całkiem ładną oprawę.
- Oba młyny zorganizowały flagowisko - u nas powiewały dumnie flagi wiślackich osiedli, w tym najmilsza memu sercu flaga z literką A.
- Co do dopingu nasze "Tak się bawią ludzie" było jak zawsze "megagłośne", ja osobiście dobrze bawiłem się na tym meczu. Niestety, nie wszystkich na C dało się wciągnąć do zabawy - cóż, mecz hitowy w końcu, różni "kibice" się pojawiają. Doping Legii całkiem głośny - trudno powiedzieć, czy byli głośniejsi od Ruchu czy Górnika, ten sam, wysoki poziom.
- Stołeczni umilali czas tego nudnego meczu odpalając achtungi. Trochę bluzgów też było.
- Na boisku - kopacze zagrali tragedię, wygwizdanie ich to było mało. Jak można grać w 11 na 9 u siebie i nie oddać ani jednego groźnego strzału? Gra "na przypadek" nie przystoi Wiśle. Teraz tylko jeszcze derby i cały skład wyprzedać.
Więcej zdjęć TUTAJ.
Nazajutrz, kiedy niezdrowe emocje już opadły, udałem się w ramach relaksu (Grecy nazywają to katharsis) na mecze niższych lig. Plany próbował mi pokrzyżować deszcz, ale co tam, twardym trzeba być. Obczaiłem wspaniałe spotkanie C klasy - Kliny vs. Siemacha, miało się ono odbyć na stadionie w Kobierzynie. Na miejscu oczywiście musiałem zabłądzić, zaczęło porządnie lać i wiać, kierowcy bryzgali na cały świat. Przemoknięty i wkurzony dotarłem w końcu na Spacerową, gdzie jest owa łąka - zastałem piłkarzy kłócących się z W.Sz. Panią sędziną i Równie W.Sz. Panem delgatem. Otóż miłe towarzystwo związkowe nie wyraziło zgody na mecz z powodu złego stanu murawy. Moim zdaniem boisko było ok, piłkarze chcieli grać, więc wypadało tylko zaintonować znaną przyśpiewkę. Rozczarowany udałem się na pobliskie boisko w Sidzinie, gdzie toczył się inny zacięty bój.
31.03.2012 r, 16:00, Krakowska A Klasa grupa II, boisko w Sidzinie
Płomień Kostrze - Grzegórzecki KS 3-1 (1-1)
Widzów: 5 plus trener Płomienia
Pogoda: 5C, ulewa, zawieja
Dojazd: 15 min z boiska w Kobierzynie
Bilet: brak
Bramki: 0,5
Kibice: 0
Pogoda: 0
Infrastruktura: 0,5
Emocje: 0
SUMA: 1/5
OPIS:
- Boisko w Sidzinie to świątynia Płomienia Kostrze. Jest to obiekt z jedną trybunką bez dachu, z siedzeniami z tramwaju. Zaskoczył mnie idealny stan murawy (szacun dla gospodarza).
- Na trybunach najwierniejsi - mimo, że przestało padać. Jakiś zagorzały fan wyprosił mnie ze swojego krzesełka, a następnie przez cały mecz dyrygował zawodnikami gospodarzy (szacuneczek).
- Zawodnicy Grzegórzeckiego zajmują ostatnie miejsce z jednym punktem i są najgorszą krakowską drużyną. Jednak to oni przejęli inicjatywę i na początku meczu po składnej akcji tzw. klepki mogli się cieszyć z bramki (szacuneczek).
- Gospodarze odgryźli się, strzelając po wolnym przypadkową bramkę (szacuneczek).
- Sędzia nie ogarniał, mimo, że po jednej linii biegała całkiem zgrabna sędzina. Oprócz tego, że nie podyktował karnego dla Grzegórzek, nie dał czerwieni za kopanie bez piłki i kilku innych poważniejszych błędów, sędziował bezbłędnie.
- Snajper Płomienia nie rozwijał zawrotnej prędkości ale i tak miał trzy setki. Szacunek za chęci!
- Najciekawszym momentem pierwszej połowy było wyrzucenie na "trybunę" trenera gości. Zadał on całkiem zasadne pytanie: Czy oni mają połamać nogi moim żebyś w końcu wyciągnął kartkę?! (cenzura red.), jednak arbiter nie raczył nawet odpowiedzieć.
- Całkiem wygadany trener Grzegórzek rzucił w przerwie sentencją: "Ja wiem, że już spadliśmy, chodzi mi tylko o to, żeby sobie pograć". Otóż Panie Trenerze, szacuneczek, trafił Pan w sedno! Szkoda, że większość polskich piłkarzy nie myśli choć trochę podobnie i za nic w świecie nie chce sobie pograć...
- Niestety, w przerwie kolejne oberwanie chmury, co z pokusą stojącego niedaleko autobusu doprowadziło, że nie obejrzałem drugiej połowy. Mea culpa!
FOTO:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz